Jakiś czas temu przyjechała do Krakowa moja mama, jak zwykle wybrałyśmy się na przechadzkę, nie mogło też się obejść bez kawy. Z racji tego, iż dzień był naprawdę upalny nie miałam ochoty na gorącą kawę, za to mrożona była najlepszym rozwiązaniem. Jak zwykle chciałam iść do Botaniki (o mojej fascynacji tym miejscem napiszę innym razem), którą bardzo lubię, ponieważ bardzo smakuje mi tamtejsze jedzenie, jednak niestety w tak upalny dzień nie ma do zaproponowania nic poza dwoma malutkimi stoliczkami (średnio wygodnymi) przed wejściem.
Nasze bezcelowe szwendanie przerwał promotor Pergaminu, który dość zdecydowanie zaprosił nas do tego miejsca. Początkowo wzbraniałam się, jednak zostałam przegłosowana przez moją mamę. Kojarzył mi się ten lokal jako miejsce na wypad ze znajomymi na piwko, a nie jako miejsce na wspólną kawę z mamą, tym bardziej, że naszym wymogiem była obecność ogródka. Okazało się, że Pergamin ma takie miejsce! To dopiero było odkrycie :) Zielona antresola pomiędzy murami kamienic była rewelacyjnym rozwiązaniem w tak gorący dzień, do tego wygodne krzesła i przepyszna mrożona kawa. Na prawdę polecam, jednak muszę uprzedzić, że jest ona bardzo sycąca (bita śmietana, lody, wafelki i inne cuda). Co prawda nie miałam ochoty już wtedy na śniadanie, jednak zdecydowałyśmy się na wzięcie na "spróbe" jednego ze śniadań, jakie oferuje Pergamin. Niestety nie mogę sprawdzić na ich stronie, czy są one nadal dostępne, ponieważ jak na miejsce z takich rozmachem mają bardzo mało informacji na swojej stronie internetowej. Ale wracając do śniadań, były do wyboru cztery talerze - francuski, polski, angielski i amerykański. W upalny dzień nie miałam ochotę jeść smażonego boczku czy też jajka sadzonego, dlatego wybrałyśmy talerz polski, który był świetnym rozwiązaniem. Znalazły się na nim: dwie świeżo wypieczone bułeczki, dwa rodzaje szynki, ser żółty, twarożek (pyszny!), miód, świeże warzywa (pomidorki, ogórki, sałata) i jajko. Muszę przyznać, że było to bardzo smakowite i sycące. Wydaję mi się, że musiałabym być bardzo głodna, gdybym miała sama to zjeść. Taki talerz kosztuje 18 złotych, a dodatkowo do niego wybierasz sobie z napoi gorących: kawę, herbatę, albo kakao oraz z napoi zimnych: sok lub wodę. Wydaję mi się, że cena nie jest wygórowana, a można smacznie i w dobrej lokalizacji (ul. Bracka 3) zjeść duże śniadanie.
Oczywiście, żeby w przyrodzie istniała równowaga, po południu było dość duże rozczarowanie. Moja mama chciała sobie uciąć wycieczkę sentymentalną do przeszłości, kiedy to przyjeżdżając do Krakowa udawała się z koleżankami na kawę do kawiarni/ restauracji "u Zalipianek". Bardzo nam się śpieszyło, więc chciałyśmy zjeść szybki obiad. Po pierwsze, informacje na tablicy przed lokalem nijak się miały do rzeczywistości. Po drugie, fatalna obsługa, nie dość że czekałyśmy długo na menu, to pani, która nas obsługiwała wyglądała jakby robiła nam co najmniej łaskę. A co do samego jedzenia, to zupa koperkowa nie była najgorsza, troszkę nijaka, jednak w ciepły dzień nie była tłustawa i ciężka. Drugie danie - bodajże rumsztyk, ziemniaki i surówka, były chyba najmniejszym daniem, jakie jadłam w lokalach w Krakowie, do tego niedobry rumsztyk, a wszystko to pływało w wodzie z ziemniaków. Także generalnie nie polecam, mi nie smakowało, a zawód mojej mamy tym miejscem był jeszcze większy.
Kawiarnia/Restauracja "U Zalipianek" - ul. Szewska 24